Autor: Paul Fox | Tłumaczenie: Şelale Malkoçoğlu | Data publikacji: 24.11.2023 | Źródło tłumaczenia: The Future Of Money Or The Esperanto Of Money? | Bitcoin Magazine
Artykuł dostępny na stronie internetowej European Bitcoiners został opublikowany w celach edukacyjnych, jako baza informacji i źródło do dalszych tłumaczeń. Nie stanowi on porady finansowej, ani też podstawy do żadnych roszczeń w stosunku do szczegółów wymienionych w opublikowanej treści. Wszelkie prawa należą do autora artykułu.
Jakieś pięćdziesiąt lat temu kupiłem małą broszurkę, która obiecywała nauczyć mnie podstaw „międzynarodowego języka” – esperanto. Książeczka, która łatwo mieściła się w kieszeni spodni, zawierała pół tuzina stron gramatyki i słowniczek składający się z kilkuset słów. Gramatyka była prosta, bez wyjątków, wymowa też wcale nie trudna, a słownictwo, oparte w dużej mierze na językach romańskich, było mi już w pewnym stopniu znajome, a więc łatwe do przyswojenia.
Wzięło mnie całego. Po drodze tej językowej podroży, spotkałem wielu interesujących, żeby nie powiedzieć osobliwych, ludzi.
W nadchodzących latach będę poszerzał swoją wiedzę o esperanto, przyłączę się do lokalnego klubu esperanckiego, będę uczył esperanta w lokalnej stacji radiowej i stworzę nawet podręcznik do esperanta wraz z dołączonymi kasetami magnetofonowymi.
Potem przyszło samo życie – szkoła medyczna, staż, rodzina, praca – i nie było już czasu na esperanto. I prawdę mówiąc, sam język wydawał się jakby zmierzać donikąd. Nie był bliżej powszechnej adopcji niż wtedy, gdy zetknąłem się z nim po raz pierwszy, ani też nawet niż sto lat wcześniej.
Niecałe dwa lata temu po raz pierwszy zacząłem poważnie interesować się bitcoinem. Po kilku miesiącach głębszej nauki zacząłem inwestować i nadal to robię, nawet w czasie bessy, której obecnie doświadczamy. Jestem przekonany, że bitcoin, choć prawdopodobnie nie stanie się globalną walutą rezerwową za mojego życia, będzie jednak bardzo ważną częścią światowej gospodarki za życia moich czterech dzieci i jedenastu wnuków. To przede wszystkim dla nich nadal kupuję i trzymam bitcoiny.
A jednak, gdy słucham hiperbolicznych twierdzeń niektórych moich kolegów bitcoinerów, nie mogę powstrzymać w sobie wspomnień o ruchu esperanckim i jego losach.
Czy to możliwe, że za sto lat bitcoin nie będzie uniwersalną walutą ludzkości, ale raczej mało znanym projektem, o którym pamięta jedynie niewielka, ale oddana mu mniejszość?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, przyjrzyjmy się wielu podobieństwom między bitcoinem a esperanto, a także niektórym kluczowym różnicom, które mogą wskazywać na zupełnie inny wynik dla bitcoina niż ten, który osiągnęło esperanto.
Podobieństwa
Bitcoin, jak powszechnie wiadomo, nie był pierwszą próbą stworzenia w pełni cyfrowej i neutralnej formy waluty – „cyfrowego złota” – ale jako pierwszemu udało mu się połączyć cztery cechy, które znacząco odróżniają go od wszystkich poprzednich prób. Decentralizacja, anonimowość, niezmienność i stała podaż.
Wysiłki mające na celu stworzenie uniwersalnego języka sięgają co najmniej średniowiecza. Są to zatem próby od dawna znane historii i testujące szeroką gamę systemów. Większość z nich jako języki użytkowe była jednak całkowicie niepraktyczna i nigdy nie została powszechnie przyjęta. Dopiero pojawienie się esperanto pozwoliło skonstruować język, który był jednocześnie całkowicie regularny pod względem gramatycznym, ale także urzekająco naturalny w ogólnym wrażeniu. To właśnie ta kombinacja cech doprowadziła nie tylko do wczesnego, ale również entuzjastycznego przyjęcia języka esperanto na całym świecie.
Esperanto, podobnie jak bitcoin, zostało zaprezentowane światu w formie anonimowej publikacji. W dniu 26 lipca 1887 roku w Warszawie ukazała się książka (w języku rosyjskim) pod tytułem „Język międzynarodowy”, podpisana przez jej nieznanego autora pod pseudonimem „Doktoro Esperanto”.
W książce tej autor przedstawił prostą gramatykę i fonologię wymyślonego przez siebie języka, wraz z podstawowym słownictwem i instrukcjami jego używania.
Książka ta, nazywana przez esperantystów unua libro („pierwsza książka”), może być postrzegana analogicznie do Białej Księgi Satoshiego Nakamoto, która dała początek bitcoinowi. Prawdziwe nazwisko autora języka esperanto to Ludwig Lazar Zamenhof, a jego pseudonim oznacza dosłownie tyle, co „ten, który ma nadzieję”. Zamenhof jako poddany Imperium Rosyjskiego wiedział dobrze, że wszystko, co trąciło internacjonalizmem, było podejrzliwie postrzegane przez carską klasę rządzącą.
Jednak „międzynarodowy język” Zamenhofa szybko znalazł zwolenników zarówno w Rosji, jak i w Europie, a wkrótce także w obu Amerykach i Azji. Niedługo potem Zamenhof porzucił więc swój pseudonim, a „esperanto” stało się nazwą jego dzieła.
Gdy esperanto osiągnęło już pewien sukces, nie trzeba było długo czekać, aby niektórzy z jego zwolenników zaczęli kwestionować pewne cechy tego języka, które w ich odczuciu miały negatywny wpływ na jego prostotę lub estetykę. Niektórzy prominentni esperantyści zaczęli proponować nawet reformy językowe, a gdy zostały one odrzucone przez większość, oderwali się, aby założyć różne grupy skupione wokół własnych zreformowanych form esperanto.
Można to porównać do różnych „rozgałęzień”, które miały miejsce w trakcie rozwoju bitcoina. Z angielskiego tak zwany „hard fork”, czyli po prostu podział łańcucha blokowego wraz z aktualizacją pierwotnego protokołu, który wymaga od swoich użytkowników przejścia na nowe oprogramowanie. W przypadku bitcoina są to np. Bitcoin Cash, Bitcoin Classic itp.
Najbardziej udany z tych esperanckich „forków”, Ido, nigdy nie osiągnął ani popularności, ani zasięgu swojego oryginału i obecnie ma co najwyżej kilkuset oddanych użytkowników.
Oprócz kilku „rozgałęzień” lub zreformowanych wersji esperanto istniały również zupełnie nowe projekty, które twierdziły, że zrobią to, do czego aspirowało esperanto, ale znacznie lepiej. Na przykład Interlingua, zasadniczo modyfikacja łaciny, pozbawiona złożoności gramatycznej, która ma jeszcze bardziej naturalistyczny wygląd niż esperanto, przez pewien czas cieszyła się nawet pewną wiarygodnością w społeczności naukowej, ale ostatecznie popadła w zapomnienie. Projekty takie jak te można postrzegać jako analogiczne do altcoinów — chociaż żaden z nich, tych językowych, nie został stworzony z prymitywnego interesu komercyjnego, czy mówiąc wprost chęci szybkiego zarobku, jak w przypadku kryptowalut, przez wielu nazywanych „shitcoinami”.
Jeśli istnieje coś takiego jak „kultura bitcoina”, to z jeszcze większą pewnością można powiedzieć, że istnieje też „kultura esperanto”. Przykładem tego są: Powszechne Stowarzyszenie Esperantystów, flaga esperancka, czy nawet hymn. Przez pewien czas istniała nawet próba stworzenia międzynarodowej waluty („Stelo”, której wartość rzekomo ustalono na pół guldena holenderskiego).
O ile bitcoinerzy, ogólnie rzecz biorąc, skłaniają się ku ideom libertariańskim (czyli koncepcji wolności, uznającej, iż to człowiek odpowiada za siebie, a nie społeczeństwo za niego), esperanto, ze swoim naciskiem na powszechne braterstwo, przemawia bardziej do osób o lewicowych poglądach (choć w żadnym wypadku nie jest to twarda i sztywna reguła). W kręgach esperanckich często można bowiem spotkać idealistów o różnych poglądach — zarówno religijnych, jak i świeckich.
Dlaczego esperanto zawiodło?
Jako język sztucznie skonstruowany, który jest strukturalnie prosty, elastyczny i łatwy do nauczenia, esperanto jest niekwestionowanym sukcesem.
Jestem maniakiem językowym, który spędził dziesięciolecia na nauce języków od niemieckiego do odżibwe, od włoskiego do japońskiego, i mogę potwierdzić z własnego doświadczenia, że kilka tygodni nauki esperanto może zaowocować biegłością w tym języku równoważną wielu miesiącom, jeśli nie latom, nauki jakiegokolwiek innego języka naturalnego, z którym się zetknąłem.
Jednak ostatecznym celem Zamenhofa było stworzenie uniwersalnego języka do komunikacji międzynarodowej, który zastąpiłby języki naturalne, takie jak angielski, czy francuski, obciążone zawiłościami gramatycznymi i bagażem imperializmu oraz politycznej dominacji. Pod tym względem esperanto poniosło skrajną porażkę.
Sto dwadzieścia sześć lat po tym, jak „Doktoro Esperanto” opublikował swój język międzynarodowy, liczba aktywnych esperantystów wynosi w najlepszym razie sto lub dwieście tysięcy – mniej więcej tyle samo, co osób mówiących w języku baskijskim czy Navajo (rdzennym języku największej etnicznej grupy Indian Ameryki Północnej).
Dlaczego więc esperanto poniosło tak znaczącą porażkę? Uważam, że istnieje kilka ważnych czynników.
Po pierwsze, dominujący system komunikacji międzynarodowej nie został złamany, a nawet częściowo załamany. Chociaż był i nadal bywa kłopotliwy, ale działa i funkcjonuje tam gdzie trzeba. Spójrzmy prawdzie w oczy: każdy, kto zajmuje się poważną dyplomacją lub dokonuje ważnych transakcji finansowych w różnych językach, albo zainwestuje czas w naukę jednego lub dwóch języków obcych, albo będzie miał pod ręką profesjonalnych tłumaczy, gdy zajdzie taka potrzeba. Jeśli chodzi o turystów, dla tych z nas, którzy mówią jednym z głównych języków (np. angielskim, francuskim, mandaryńskim itp.), podczas podróży za granicę zazwyczaj nie jest trudno znaleźć informacje turystyczne czy przewodniki w językach, które już znamy. A ci, których języki ojczyste nie są powszechnie używane (na przykład holenderski, koreański lub wolof — język z rodziny nigero-kongijskiej używany głównie w Senegalu, a także w Gambii i Mauretanii), zazwyczaj nauczyli się już wystarczająco dużo języka angielskiego — de facto obecnego języka międzynarodowego — aby radzić sobie całkiem dobrze za granicą. Do tego na przykład rozwój aplikacji do tłumaczenia w czasie rzeczywistym wykorzystujący sztuczną inteligencję tylko ułatwił sprawę.
Krótko mówiąc, esperanto nie jest na tyle udoskonalone w stosunku do obecnego systemu, by w praktyce było warte nawet minimalnego czasu potrzebnego na jego naukę.
Po drugie, esperanto nie ma wsparcia ze strony żadnej większej potęgi militarnej ani gospodarczej. W językoznawstwie popularne jest powiedzenie, że „język to dialekt z armią”. Równie dobrze można powiedzieć, że „język jest dialektem z dużą siecią handlową”. Żaden język nigdy nie osiągnął regionalnego lub globalnego znaczenia bez służenia interesom jakiegoś imperium, lub sile handlowej, a na ogół rzecz biorąc — języki, które się wybiły, służyły i nadal służą obu tym siłom. Obecne potęgi światowe, czy to militarne, czy gospodarcze, są już dobrze obsługiwane przez dominujący system językowy.
Konsekwencją tego jest fakt, że esperanto napotyka na bierny lub aktywny opór ze strony mocarstw, których języki już dominują. Jedyny raz w historii, gdy esperanto było bliskie uznania na arenie międzynarodowej, miał miejsce w latach dwudziestych XX wieku, kiedy to esperanto zaproponowane zostało do ogólnego przyjęcia przez Ligę Narodów. Tylko jeden delegat sprzeciwił się tej propozycji – delegat z Francji, który zasadniczo taką propozycję zawetował. Od tamtego czasu esperanto nigdy więcej nie osiągnęło wystarczającej popularności, aby stanowić zagrożenie dla istniejących języków dominujących. Co więcej, historia sugeruje, że gdyby nawet tak się stało, taki nowy język (zagrażający potędze języków rodzimych w krajach imperialnych) napotkałby nie tylko silny sprzeciw, ale też ostatecznie skuteczny opór wielu krajów i ludzi z nimi związanych.
Wreszcie też sama kultura esperantyzmu może zniechęcać tych, którzy z ciekawości zaczynają zgłębiać ten język. Osobiście uważam, że flaga, hymn, tysiącletnie obietnice pokoju na świecie dzięki językowi esperanto i cały inny bagaż kulturowy z nim związany są dziwacznym substytutem religii, dalekim od czysto praktycznej propozycji wspólnego języka do komunikacji międzynarodowej. W rzeczywistości sam Zamenhof zaproponował własną światową religię – „Homaranismo” (dążenie do zjednoczenia ludzkości), a esperanto cieszy się entuzjastycznym poparciem Światowej Wiary Baha’i od lat dwudziestych XX wieku. Dla tych, którzy nie potrzebują namiastki religii (czy to dlatego, że ją odrzucają, czy też dlatego, że są już zaangażowani religijnie), może to być wystarczający powód, aby pominąć język esperanto i wiążącą się z nim kulturę.
Czy Bitcoin to esperanto pieniądza?
Na pierwszy rzut oka Bitcoin faktycznie może mieć pewne słabości, które doprowadziły do niepowodzenia esperanto.
Co najważniejsze, bitcoin stanowi zagrożenie dla tych potęg, które czerpią największe korzyści z dominującego systemu finansowego, ponieważ zapewnia on zwykłym ludziom sposób na ominięcie tego systemu i potencjalne także zastąpienie go zupełnie.
Władze panujące nad obecnym systemem finansowym wydają się mało skłonne do postrzegania bitcoina jako poważnego zagrożenia i za to musimy być „wdzięczni”. W momencie, gdy ci, których kariery i fortuny zależą od zniekształconych zachęt i motywacji systemu fiducjarnego, zdadzą sobie sprawę, że bitcoin może zniszczyć ich przytulne gniazdka, zareagują wszystkimi środkami, jakie mają we władaniu, aby spróbować zmiażdżyć bitcoina w taki czy inny sposób.
Mniej istotnym, ale wciąż wiążącym czynnikiem jest tak zwana kultura maksymalistyczna zbudowana wokół bitcoina. Kultura, która z ufnością przewiduje nie tylko, że bitcoin zastąpi system pieniędzy drukowanych w najbliższej już przyszłości, ale także, że bitcoin może „to naprawić” – gdzie „to” najwyraźniej jest prawie wszystkim, co prowadzi do ludzkiej nędzy: ubóstwem, wojną, nierównością, niesprawiedliwością – całą wrzącą masą często wynikającą właśnie z tego, jak zbudowany jest system funkcjonujący wokół pieniądza fiducjarnego.
Najwyraźniej istniała jakaś „edeniczna przeszłość” przed wynalezieniem tak zwanych pieniędzy fiat, kiedy wszyscy żyli w dobrobycie i harmonii, a sprawiedliwość była doskonała. Oczywiście przesadzam — ale tylko niewiele. Czy nie jest to po prostu ten sam rodzaj religii, czy kultury zastępczej, jaki można zaobserwować wśród esperantystów? Ilu potencjalnych bitcoinerów odrzuca ideę bitcoina z powodu nierealistycznych niemal twierdzeń bitcoinowych maksymalistów?
Jednakże jedną ogromną różnicą między bitcoinem a esperanto jest fakt, że dominujący system zawodzi lub, jak to ujęła Lyn Alden - „jest zepsuty” (Lyn Alden: pisarka, publicystka, pełnoetatowy inwestor i niezależny analityk finansowym).
Nie trzeba być bitcoinerem, by to dostrzec: coraz więcej zwykłych ludzi, którzy nigdy nie słyszeli o bitcoinie, patrzy na oszałamiający wzrost deficytu, miliardy dolarów wyczarowywane z powietrza i wysyłane na zagraniczne wojny, a także ogromne obciążenie własne poprzez ciągle rosnące koszty życia, artykułów spożywczych, paliwa, opieki zdrowotnej czy edukacji. Ludzie zdają sobie sprawę, że system po prostu już nie działa. A jeśli działa, to z pewnością nie działa na korzyść dla nich!
Co więcej, bitcoin już teraz zapewnia milionom ludzi środki, jeśli nie do zastąpienia obecnego systemu finansowego, to przynajmniej do ograniczenia jego szkodliwego wpływu na nich samych czy ich rodziny.
- Dla mieszkańców krajów rozwiniętych pokazał on już swoją wartość w ramach długoterminowego planu oszczędnościowego.
- Dla tych, którzy uciekli przed autorytarnymi rządami, był to też sposób na ucieczkę z przynajmniej częścią zgromadzonego majątku.
- Dla osób w krajach o wysokiej stopie inflacji pokazał również swoją wartość jako środek do zachowania wartości.
Ogromne znaczenie ma również fakt, że tak mały kraj, jak Salwador, wykorzystał już bitcoina do obejścia systemu narzuconego mu przez MFW (Międzynarodowy Fundusz Walutowy, organizacja władająca środkami finansowych w ramach „pomocy” krajom w trudnej sytuacji płatniczej). Nawet jeśli jakieś zewnętrzne władze ostatecznie to zmiażdżą, precedens został już ustanowiony.
Wnioski
Zarówno esperanto, jak i bitcoin stanowią próbę stworzenia bardziej racjonalnego zamiennika dla potężnego systemu naturalnego, który ewoluował przez tysiąclecia. Oba obiecują zaradzić tarciom i zniekształceniom narzuconym przez systemy naturalne oraz szkodom wyrządzanym przez nie nam wszystkim — zwykłym ludziom. W zakresie, w jakim te dwa nowe, zaprojektowane rozwiązania stanowią zagrożenie dla naturalnych systemów, oba były i będą silnie zwalczane przez władze, która to przecież czerpie korzyści z tak zwanego statusu quo.
Jednak w przeciwieństwie do esperanto, bitcoin ugruntował już swoją użyteczność ponad wszelką wątpliwość – użyteczność, która będzie tylko rosła wraz z pogarszaniem się panującego nam, wszechobecnego i dominującego systemu finansowego.
Oczywiście nadal możliwe jest, że za sto lat bitcoin będzie uważany za jedynie szlachetną ideę, która spełzła na niczym. Będzie tak jednak tylko wtedy, gdy bitcoinowi zabraknie odporności, by przetrwać nieuniknione ataki ze strony beneficjentów systemu fiducjarnego.
Jestem w stu procentach pewien, że takie ataki nadejdą. Z oczywistych powodów nie mogę też być pewny, że bitcoin przetrwa. Mam jednak wystarczającą pewność, by nadal kupować i trzymać bitcoiny w nadziei, że dla moich dzieci i wnuków bitcoin rzeczywiście będzie przyszłością pieniądza.
- Paul Fox: Na wpół emerytowany lekarz, ojciec czwórki dzieci i dziadek jedenaścioro wnucząt, zapalony amator-lingwista. Człowiek, który z pasją uczy się języków; współtłumacz (z chińskiego) książki Mao's Coup d'État: A Brief History of the Cultural Revolution.
Şelale Malkoçoğlu
Born in Poland, raised in a multi-culti family, I quickly developed a passion for travel & respect for others. The digital nomad lifestyle is my natural fit. For years, I'm a happy Bictoiner as well.
follow me :
Related Posts
Lightning Network to Wspólny Język Ekonomii Bitcoina
Oct 25, 2024
Poczuj Hash Power + Kinowe Wibracje: NiceHashX oraz Bitcoin FilmnFest!
Oct 07, 2024
Kryzys wieku średniego Bitcoinera
Jun 21, 2024